Short writings about Uruguayan music, in Polish.
1. Jaime Roos – Durazno y Convención (1984)
Piosenka dedykowana rogu ulic w Montevideo, gdzie muzyk Jaime Roos mieszkał w młodości. Niedaleko spotykają się dzielnice Palermo i Sur, “rivales y hermanos”, rywali i bracia: chodzi o tradycję karnawału, która jest najsilniejsza w tych dzielnicach położonych nad morzem. Tekst zawiera dużo słów lokalnych (botija, canilla, bagayero, bichicome…).
Ta piosenka krzyżuje różne style. Jeden z nich to tzw. “candombe beat”, czyli taki miks candombe z rockiem. Candombe to muzyka bębnów, zapoczątkowana w XIX wieku w Montevideo przez ludzi pochodzący z Afryki, przywiezieni tam haniebnym handlem ludźmi. Od 2009 na liście niemateralnego dziedzictwa UNESCO. Uwielbiam ten styl, i dla mnie ta piosenka najlepiej reprezentuje miasto Montevideo. Z lat 80, ale to miasto bardzo powoli się zmienia…
Powinienem dodać, że to ulice Brzoskwinia i Konwencja, tak przetłumaczone na polski. Chyba w dzisiejszych czasach te okolice wyglądają trochę porządniej (mniej brudu i rozpadających się budynków).
Na Youtubie
2. Rumbo – A Redoblar (1984)
Ta piosenka powstała podczas dyktatury wojskowej w Urugwaju (1973-1985). Myślę, że każdy urugwajczyk ją zna lub kojarzy, choć to nie znaczy, że lubi: to jest mocno związane z tym, z jakiej opcji politycznej się jest. Jak często w muzyce Ameryki Łacińskiej z tamtej epoki, jest gitara, i są głosy (najczęściej męskie). Ale ta piosenka nie jest czysto w stylu ,,pieśniarzy” (cantautor), czyli jeden człowiek ze swoją gitarą. Po pierwsze, nie ma tylko jednego głosu. Po drugie, styl śpiewania jest blisko stylu murgi (zwłaszcza w 01:49-02:03, kiedy śpiewają najmocniej). Po trzecie, bo pojawiają się bębny, jak bardzo często w muzyce urugwajskej: to wdzięczna zasługa candombe.
Co do tekstu: jest mocno metaforyczny. Cenzura to wymuszała, jeśli chciało się powiedzieć coś nie banalnego. I jest to piękna alegoria, tylko że, żeby rozumieć o co chodzi, trzeba rozumieć jak karnawał w Urugwaju działa.
To jest najdłuższy karnawał na świecie. Odbywa się latem: zaczyna się w połowie stycznia i kończy się w marcu. Do tego, od września można w Montevideo usłyszeć jak idą bębniarze i tancerze po ulicy, kiedy mają próby…
W karnawale są różne występy. Jeden z najważniejszych to murga: to taka mieszanka sztuki teatralnej z muzyką. Artyści przygotowują nowe co roku, i generalnie sztuka komentuje wydarzenia z zeszłego roku, z punktu widzenia pracującego człowieka. Bo to nie jest ,,wysoka kultura” inteligencji, lecz kultura popularna. Burżuazja zawsze patrzyła na karnawał z niesmakiem i nigdy w nim nie uczęstniczyła. To jest zrouzmiałe: piosenki ostro krytykowały ich świat. Zresztą dalej tak jest: na szczęście, to nie jest jakiś umarły folklor, tylko jak najbardziej żywa kultura.
Wracając do występów murgi: muzycznie, szczególnie ważna jest ostatnia piosenka, zwana ,,retiradą”, kiedy grupa schodzi ze sceny (która może składać się tylko z prostych desek na małym podwyższeniu na ulicy) i śpiewa i gra wśród publiczności. Retirady bywają bardzo melancholijne: jest radość bo mamy karnawał, jest smutek bo to się kończy, i trzeba będzie czekać rok do następnego karnawału.
To jest kluczowe dla naszej piosenki. W tekście mówi się o tym żalu końca karnawału, ale trzeba rozumieć: żal życia w dyktaturze. Radość wróci: czyli karnawał za rok, ale tak naprawdę chodzi o to, że reżim padnie. Karnawał ,,wróci i zetrze twarde grymasy w kruchym kartonie ciszy”, ciszy cenzury…
Jest dużo takich perełek w tekście. Ta piosenka powoli stała się symbolem, jej popularność rosła od 1980, kiedy władza już nie była taka pewna siebie (między innych dlatego, że zdawało się oligarchii, że formuła żelaznej pięści się przeterminowała i wojsko nie jest już tak potrzebne dla ich interesów jak na początku lat 70).
I tak na końcu: “redoblar” to znaczy werblować. Werbel (,,redoblante”) to jeden z podstawowych bębnów w murdze. To jest więc symbol murgi i karnawału, ale słowo ,,redoblar” też znaczy podwoić, i ten drugi sens jest też wykorzystany w piosence: ,,a redoblar, muchachos, la esperanza”, czyli ,,podwójmy, chłopcy, nadzieję”. Słowo ma też wydzwięk boju, można więc też go zinterpretować jako podwojenie wysiłków w walce z reżimem.
Na Youtubie nagranie na żywo z tej epoki.
Jeśli podoba Wam się piosenka to możecie też posłuchać wersji od El Zucará (2011), w której styl śpiewania à la murga jest mocniejszy.
3. Bola 8 – Ya es ajena (2002)
Zostawmy na razie karnawał i chodźmy w kierunku ,,muzyki tropikalnej”. Tak się nazywa w Urugwaju taką muzykę która brzmi typowo jak z Ameryki Łacińskiej, może to być salsa, merengue, bachata, ale najpopularniejsza u nas jest cumbia. No i oczywiście plena: to jest jeden z urugwajskich wariantów do którego wrócimy.
Na południe kontynentu muzyka tropikalna dopłynęła dość późno. W Argentynie zaczęła się pojawiać w latach 60, wraz z imigracją z pobliskich krajów jak Peru. I potem to się działo jak zawsze: najpierw jest to muzyka w ograniczonym kole ciężko pracujących imigrantów, potem się rozszerza na klasę pracującą, gdzie zostaje przez wiele lat, aż w końcu robi się popularna dla młodzieży niezależnie od dzielnicy gdzie mieszka. Dorośli, ,,kulturalni” ludzie są oburzeni, że w ogóle jak można tańczyć do takiej muzyki, przecież to jest okropne (innymy słowy, jak można się bawić na tej samej muzyki co sprzątaczka!). Po cichu oni też wchłaniają tę muzykę, aż w końcu na każdym weselu cumbia jest nieunikniona, i ci sami ludzie z dobrego domu hipokrytycznie będą ją śpiewać z krawatem zawiązanym na czele.
W Urugwaju to podobna historia, tylko zaczęła się później, w latach 80, i bez tego wątka imigracyjnego, po prostu imitowali to, co się dzieję za rzeką. Ale nie było to zupełnie to samo. Nie znam historii dokładniej, ale jakoś wtedy się urodziła ,,plena”, która czerpie inspirację z pleny portorykańskiej.
Dzisiejsza piosenka to nie czysta plena. Będzie to fuzja plena-candombe-rap. Chyba najbardziej rozpoznawalny aspekt pleny to instrumenty dęte, które nie we wszystkich odmianach cumbii/muzyki tropikalnej występują (dużo ludzi w Urugwaju rozumie przez te słowa to samo).
Tekst jest typowo romantyczny: chłopak żałuje, że dziewczyna odeszła. Ciekawsze jest to, że śpiewak używa słów nie popularnych tam (morena, chula, pelaíta, wszystko oznaczające dziewczyny) i w ogóle ma akcent… chyba kubański? Nie wiadomo, czy on jest z Karaibów, czy myśli że jest bardziej cool lub bardziej tropikalne tak udawać. Jest mało informacji o zespole w internecie. Też pada parę słów po angielsku, ale to takie czasy, kiedy wszystko co po angielsku jest stylowe.
Na Youtubie.
4. Eduardo Mateo – Amigo lindo del alma (1976)
Trudno mi jest pisać o Mateo i jego muzyce. Mateo to taki ogromny symbol w świecie muzyki Urugwaju, ale jest dużo mniej znany wśród publiczności niż, na przykład, Jaime Roos (zob. cz. 1). Niemniej jednak był kluczową postacią: to w dużej mierze on wymyślił ten ,,candombe beat” o którym pisałem wcześniej. Dużo różnich rzeczy robił, eksperymentował ze wszystkim. Też na poziomie osobistym (z narkotykami i później z filozofiami hinduskimi, na przykład).
Tym razem nie będę długo pisał. Jakby ktoś chciał się więcej dowiedzieć o nim, to Wikipedia hiszpańskojęzyczna ma o nim długi artykuł z przypisami. Bo o nim książki napisano, filmy zrobiono; on mnie przerasta na taki post na facebooku. I połowy tych technicznych muzycnych uwag nie rozumiem.
Trudno było wybrać jedną piosenkę. W końcu wybrałam tę bo pokazuje jego styl grania na gitarze, jakby ,,perkusyjny”, i też jakieś dziwactwa wokalne: na Wikipedii piszą, że w tej piosence słychać eksperymentacje mikrotonalne… Występują też Jorge Trasante na bębnach, Eduardo Márquez na basie, Roberto Galetti na perkusji, Marcos Szpiro na flecie, który moim zdaniem daje piosence dodatkowy prog-rockowy sznyt.
Na Youtubie (Mateo to ten po lewej na okładce, ten po prawej to Trasante).
5. Alfredo Zitarrosa – El violín de becho (1969?)
Kolejna nie do pominięcia postać muzyki urugwajskiej (1936-1989), znana w całej Ameryce Łacińskiej, Alfredo Zitarrosa był piosenkarzem (cantautor), poetą, pisarzem i też dziennikarzem: pracował w społecznie zaangażowanym tygodniku Marcha przed dyktaturą. Dyktatura zdelegalizowała tygodnik, i zrobiła z Alfreda wygnańca. Jego muzyka była zakazana w kraju, ale też w Argentynie i w Chile.
Styl Zitarrosy jest wiejski, nie miejski jak mieliśmy do tej pory. Bliski do stylu milongi. Ale milongi pierwotnej, wiejskiej, dziewiętnastowiecznej, nie milongi miejskiej, bliskiej do kultury tanga, która jest znana w Polsce. W milondze wiejskiej (milonga campera) jest kilka gitar i męski głos, który często improwizuje: taka improwizacja nazywa się payada, i do niej wrócimy innym razem, mam nadzieję.
Znowu trudno było wybrać tylko jedną piosenkę. Może El Taipero, której bohaterzy to rolnicy pracujący na polach ryżu w pólnocno-wschodniej części kraju. Albo wspaniała Chamarrita de los milicos, wywrotowa piosenka o wojsku. A może Doña Soledad, krzyżująca milongę z candombe? Już wiem: Guitarra negra, długi poemat opisujący życie jego i kraju, kiedy policja przeszukuje jego mieszkanie. Nie, koniecznie pownienem pisać o Pa’l que se va, piosence dającej parę rad emigrantom…
W końcu wybrałem El violín de Becho, bo jest taka porywająca. Nie typowa dla Zitarrosy, bo w niej gra razem z orkiestrą. Jest dedykowana Beczowi, muzykowi z miasteczka Lascano, synowi nauczycielki i fryzjera, który grał na skrzypcach. Wesoły, żartobliwy, hojny, jako chłopak na wsi nad morzem pomagał innym chłopakom zadeklarować miłość dziewczynom, grając serenaty dla nich. Później grał w filharmonii monachijskiej, potem na Kubie, w Venezuelli, i w Boliwii.
Na Youtubie.
6. El Cuarteto de Nos – El día que Artigas se emborrachó (1996)
Oto zdrowy nawyk: śmiać się z podniosłych rzeczy. Mity narodowe do tego należą, i dzisiejsza piosenka właśnie z nich kpi.
Żeby rozumieć o co chodzi, powiem najpierw parę słów o największej postaci historii narodowej, José Artigas (1764-1850), który walczył na terenie Urugwaju z siłami korony hiszpańskiej, w czasach kolonii. Na dobry początek powiem, że on w ogóle nie chciał niepodległości terenu na wschodzie od rzeki Urugwaju, raczej chciał, żeby teren obecnego Urugwaju był częścią wielkiej federacji. Ale jako że on działał głównie w tamtym terenie, to kiedy urugwajskie państwo stworzone przez dyplomację brytyjską, importując pomysły nacjonalistyczne z Europy, chciało w latach 1870 stworzyć narrację narodową, po niego sięgało jako bohatera, i zbudowało około niego mit który trwa do dziś.
Mit, którego każdy dzieciak musi się uczyć w szkole podstawowej. Że on jakieś wyniosłe słowa wypowiedział w jakiejś wsi (Instrucciones del año XIII), że gdzieś tam była jakaś ważna bitwa (Batalla de las Piedras), ale potem były problemy wewnętrzne i musiał wyjechać do Paragwaju ze swoim przyjacielem, wyzwolonym niewolnikiem Ansiną. Krążą plotki, o których też dzieci jakoś się dowiadują, np. że miał dużo dzieci z różnymi kobietami, między nimi z upośledzoną kuzynką. No, jakoś trzeba przeżyć te nudne lekcje historii…
I właśnie z tego wszystkiego się śmieje ta piosenka, ,,Dzień, w którym Artigas się upił”, która zaczyna się z Artigasem bełkoczącym słowa jego które każde dziecko zna, tylko śmiesznie zamienione w pijacką wersję. Potem opisuje życie Artigasa, zamieniając każdy uroczysty fakt znany wszystkim w żart.
Uwielbialiśmy tę piosenkę jako dzieci. Nasze nauczycielki trochę mniej, niektóre były wręcz oburzone. W każdym razie, uważam, że dobrze jest z tego wszystkiego się śmiać, i zdecydowanie jest to dużo lepiej niż traktować to wszystko z jakąś śmiertelną powagą.
El Cuarteto de Nos naprawdę umieją to robić, czyli znaleźć tkliwe rzeczy w podświadomości przeciętnego Urugwajczyka, i z tego robić żart. Inna ich piosenka która bardzo mi się podoba, ,,No somos latinos” (Nie jesteśmy latynosami) śmieje się z tego, że dużo Urugwajczyków lubi sobie powtarzać, że tak naprawdę nie jesteśmy z Ameryki Łacińskiej, tylko z Europy. Jak najbardziej należy odkryć kompleksy i się z nich śmiać, i oni są w tym mistrzami.
Muzycznie, piosenka nie jest najciekawsza, ale gra taką zdrową rolę w urugwajskim społeczeństwie, że nie mogłem jej pominąć.
Na Youtubie.
7. Lágrima Ríos – Un cielo para los dos (1972)
Wracam do tej serii z piosenką tango. Tango jest znane w Europie bardziej jako taniec niż jako muzyka, mi się wydaje. Było bardzo popularne w Europie i w Stanach Zjednoczonych przez długi czas, od lat 1910; np. na samym początku kina dźwiekowego w latach 30tych na Hollywodzie zrobiło się dużo bardzo popularnych filmów z Carlosem Gardelem, najsławniejszym śpiewakiem tanga. Ale tango urodziło się w ostatnich dekadach XIX wieku nad rzeką de la Plata. Tak się tam mówi, kiedy się chce podkreślić że chodzi o Argentynę i Urugwaj (jest na to nawet przymiotnik po hiszpańsku: rioplatense), i tak naprawdę o miastach Montevideo i Buenos Aires po obu stronach rzeki. Niesłuszne określenie ,,tango argentyńskie” wymienia tylko tego większego brata. Wiadomo, to się tak dzieje bardzo często w kulturze i nie tylko.
Jako że ja się w ogóle nie znam na tańcu, będę tu pisał tylko o muzyce, i od razu powiem, że już znacie jedno tango urugwajskie. Jest to nawet jedno z najbardziej rozpoznawalncyh: La cumparsita. Mógłbym o niej pisać, ale to by było za oczywiste, więc pokażę inną piosenkę, mniej znaną.
Śpiewaczka to Lágrima Ríos. Bardzo ładnie się nazywa: Łzy Rzeki, tak dosłownie. To jej imię i nazwisko artystyczne. Ona jest też znana jako ,,czarna perła tanga” i tak się nazywa jedna z jej płyt, z 1972. Na tej płycie jest oryginalne wykonanie dzisiejszej piosenki, ale przedstawię inną wersje, z 2005, rok przed jej śmiercią.
Ona się urodziła w biednej rodzinie w małym miasteczku Durazno, i wcześnie przeprowadziła się z rodziną do Montevideo, gdzie mieszkała w jednym z ,,conventillo” stolicy. Trudno przetłumaczyć to słowo, hiszpańskojęzyczni mogą wejść na Wikipedię. Jeśli ktoś był w Buenos Aires i zobaczył kolorowe domki w La Boca, to to jest uturystyzowane stare conventillo. W każdym razie, w tych mieszkaniach dla ubogich urodziło się tango i też candombe, którego Lágrima też była królową. Ona była znana jako ,,dama candombe”.
Lágrima jest uważana przez społeczeństwo pochodzenia afrykańskiego w Montevideo za jedną z najważniejszych ich przedstawicieli w kulturze. Niedawno była propozycja, żeby zmienić nazwę ulicy na jej cześć. To by było coś, za dużo jest tych smutnych dziewiętnastowiecznych generałów.
Jeśli chodzi o piosenkę, to tekst jest typowo romantyczny. Śpiewa kobieta która jest bardzo radosna, bo znalazła miłość. I jej matka wielbi i błogosławi tę osobę, gdyż córka znalazła prawdziwą miłość. Z punktu widzenia muzyki mamy typowy dla milongi miejskiej akompaniament składający się z 3 gitar.
O tangu wiele się pisało. Powiem tak: z punktu widzenia społecznego, to trochę jak z amerykańskim dżezem. Na początku to była kultura robiona przez biednych dla biednych, w ,,złych” dzielnicach, aż w pewnym momencie ona przestała być przedmiotem pogardy lepszego państwa, i nawet się unobilitowała i przekształciła w coś dla bogatych w garniturach w wytwornych salach koncertowych. Tango dawno przestało być w Montevideo muzyką biednych, to na pewno, chociaż ono dalej żyje swoim życiem.
Na Youtubie. Oryginalne wykonanie z 1972 tu, i tu jest La Cumparsita.
Translation of Antoni Wiesztort’s article Jeśli socjalizm, to tylko dla bogatych? into Spanish for the Uruguayan weekly Brecha, February 5, 2021.
I maintain a blog about the Polish language (in English), and as a student, I used to maintain a blog about math (in Spanish).